pamięci Rodziców
poświęcam
Chłopak na schwał, ukończył szkoły i – nieuchronny dzień
rozstania nastał,
za oknem zgiełk, każdy gdzieś goni – siebie szuka w umysłu chwastach...
za oknem zgiełk, każdy gdzieś goni – siebie szuka w umysłu chwastach...
A w domu, tu – czas magiczny i zwolniony – chwile jak
łodzie we mgle płyną,
(lecz jest tu także inny czas: obrazu puste, czarne ramy
– obcy i nie nasz...)
Ojciec mój płakać się nigdy nie nauczył – w zegary swym milczeniem
wrasta,
na oczach grube, szklane tamy – uczuć wstrzymują napór
wód źródlanych
i w piersiach, słychać, groźny tłucze się banita – swym
zardzewiałym kluczem zgrzyta...
Za nieświadomego bólu murem, przykładny żywot wiódł
świeckiego mnicha;
– Jak sobą być? Jak siebie począć? – biegnie po murze
rysa-rozpacz cicha.
Nim na świat otwarł swe niewinne oczy – wmówiono mu, iż
grzeszny i niemiły Bogu,
we włosiennicę swoje życie wtłoczył i w końcu zmarł na
serca powódź...
Wstała raniutko, dom rozkrzątała i wszechświat wypełnił
zapach pieczonego ciasta,
miłością jej pulsuje tu każdy kąt a każdy atom – to
bukiet świąt!
Jeszcze kanapki niestrudzenie owija na drogę troskę
swą...
Ach, błogosławieństwo! Ach, piękno jej spracowanych
rąk...
Uśmiecha się, lecz wiem – dnia tego wszystkie spędzone
razem dni żegnała,
orszaki wspomnień opuszczały ją i krocząc za nimi –
zamierała.
I – jestem pewien – istnienia luster nawet nie
podejrzewała: na mnie patrzała.
Moja matka...
Otwarte drzwi, w drzwiach wielkiej ciszy: są – niczym
złożone do modlitwy dłonie,
– To, do widzenia. Pamiętaj! Pisz!... – Palą się we mnie
jak wieczny płomień.
Dystanse niebios niezmierzone przecina spadająca gwiazda
–
biegną rodzice
szczerym polem w swojego krzyku puste gniazda.
Paryż, styczeń 1999
--------------------------------------------------------------------
Wiersz ukazał się w Magazynie Twórczym Polska Canada
Wiersz ukazał się w Magazynie Twórczym Polska Canada