Zaproszenie - z cyklu: Per ars ad Astra

                                      Zaproszenie

dla M. Maksalon

Lubiących słowem zabawę, satyry mowę i kawę (na ławę),
na zakazane owoce mających parcie i: wypierających je uparcie,
pstrokatych i myślących, że nie mają koloru – daltonistów z wyboru,
biegnących przez życie z siatką na motyle i: czatujących na Grotochwile1,
heretyków2, niepokalanych, świętych, zdolnych do kantów (immanentnych),
pierrotów, trefnisiów, błaznów, kuglarzy, arlekinów, cudaków – co nigdy nie przestali marzyć,
Małego Księcia, który w sercu każdego żyje, jeśli nie martwy za życia, jeżeli serce bije…
morze twarzy zaciśniętych w pestki i uśmiech przechodnia: nonszalancki, na bakier, ptakoniebieski,
szum drzew, Grave - Doppio movimento, WingMakers, gotyckie katedry, nastrój uroczysty i: wszędzie święto,
promień Słońca, śpiew ptaka, Crop Circles, Dziewczynę o włosach jak len, Ravela Scarbo i nocy letniej Sen,
Metopy, Mity, Maski i moje pierwsze po latach kroki na polskiej ziemi – w Atmie, i stan łaski,
wdech i wydech, śmierć i zmartwychwstanie i: w klepsydrze  przez wieczność ziarnka piasku opadanie...
Toruka Makto szybującego pod powiekami budzących się ze snu – zwiastuna jedności plemion, teraz i tu…
Kopernika, ruch oburzonych, nowe geny, wylegające tłumnie na ulice świata dzieci Marii Magdaleny,
Puszkina otulonego Newskiego Prospektu szalem, pędzącego gdzieś w dal trojką-samowarem,
wędrowca, Wonderera, w podróżnej torbie Wojnicza tom, światło szyszynki i kwadrat magiczny Dürera,
rycerzy Jedi jadących rano tramwajem na gapę i czytających autora o pseudonimie: Genezyp Kapen,
starych - delektujących się rymami Czatyrdahu i młodych – pochłoniętych dyskusją o szyberdachu,
trubadurów, truwerów, wieszczów, poetów, bardów, pisarzy i – wierszokletów, ni-blaski ni-cienie ich wersetów,
rapsoda recytującego Szmaragdowe Tablice, opiewającego w pieśniach ziemski Telesterion i kwiat życia tajemnicę,
handlarzy w bazaru świata zardzewiałe trąby zaciekle dmących i – wojowników Ognia z błota w boskość skaczących,
bractwo ograniczonych jak prędkość światła gości i watahy szemranych typów, co obronili doktorat z nicości,
cierpliwych, którzy w niezliczonych cyrkumambulacjach eksplorują wewnętrzne szlaki, aliści których szlag nie trafił,
legiony wypchanych pakułami jednomyślności, tudzież w tym świecie, lecz nie z tego świata królewskie mości,
przemierzających siebie w poszukiwaniu wewnętrznych szczytów – energumenów, taumaturgów, eremitów,
prymusów, co chcą otrzymać dyplom z oświecenia i tych, którzy do Szambali zdążają z impetem, bez wytchnienia,
poszukiwaczy swojej esencji święty napój Ayahuaski spożywających i winoskoczków tanie wino za rogiem sączących,
tych, co rzucili myślenie – w domu zrobili porządek (nielokalny) i:  ich toczący się przez wieczność śmiech fraktalny,
księdza ekskomunikowanego za notoryczną podczas mszy lewitację i uroborosa pożerającego grawitację,
moich megalitycznych przyjaciół – dolmeny, menhiry; Kailasz, Arunaczalę, twórcę mechanizmu z Antykithyry,
widzących, którzy przestali się utożsamiać się z widzianym, gotowych na kosmiczne weselne tany,
awatarów, czarowników, położników ducha, rishi, proroków i dotrzymujących im „magicznych kroków”3,
tego, który trwonieniem siebie w labiryncie umysłu się omroczył i jego ogromne karnawałowe oczy,
miłośników umartwień, cel-i-batów oraz pleromy poszukujących tantrycznych chwatów,
tych, którzy myśl swą przyoblekają wytrwale w mohery – zrywane przez wiatr Nowej Ery,
przybywających (do) Bentleyem pasterzy i tego, który ma oczy i nie widzi, i ślepo wierzy,
mydlaną bańkę, la danse macabre i piórko Maat, bezmiar gwiazd, Omnes generationes i Magnificat,
diamentową kolię Das Wohltemperierte Klavier – czterdzieści osiem w doskonałości kutych chwil,
Horowitza dźwięk – jak Ziemi unisono bijące dzwony i znów serce płonie i Duch wskrzeszony,
żywiących do poezji idiosynkrazję i ją przezwyciężyć – mających tu okazję,
pielgrzymów, co do świętych źródeł życia - płomiennie zdążają,
poszukiwaczy skarbów, którzy głosu swego serca – uważnie słuchają,
perypatetyków, normaholików i wszelkich horyzontów lekko-bzików,
wiersz ten czytających i wersetnie się przy tym bawiących,
szóstego wyginięcia gatunków dyshonorowych gości, uczestników masowej zagłady  prywatności4,
nieprzytomnych pomnażaniem zysków na Tytaniku i świadomych rzesze coraz większe, bez liku,
tych, którzy ciągle tańczą drogowego walca i których kołowacizna już nie kręci, nie wystarcza,
status quo bezwiednie czczących i wolność bezgranicznie kochających – słowem wszystkich…
którzy nie ulegli pladze medianestezji 5– zapraszam do mojego Salonu Herezji6.

Tudzież tych, którzy zgoła innych pragną tonów, serca subtelnych pieśni, sfer Avalonu,
chcących skosztować wersów soczystych, pachnących, niczym zacne wino upajających,
wzniosłych, duchem przenikniętych – poezji, witam w podwojach mego Salonu Herezji.

Józefów 2013

--------------------------------------------------------------------
Wiersz ukazał się w Magazynie Twórczym Polska Canada
---------------------------------------------------------------------------------------
(1) Grotochwile – Neologizm utworzony przez autora, powstały z dwóch słów: krotochwile i grot.
W ten sposób zatytułował jeden ze zbiorów swoich wierszy. 

(2) Etymologia słowa herezja wywodzi się z greckiego: hairesis, co znaczy: wybór. Heretyk jest więc z definicji człowiekiem, który przypomina o możliwości wyboru w stosunku do obowiązującego systemu, status quo czy – jak to się dzisiaj mówi - paradygmatu. Wszyscy pionierzy serca i  myśli, który przetarli cywilizacji nowe drogi (np. Jezus, Budda, Mikołaj Kopernik, Albert Einstein, Giordano Bruno) byli w swoich czasach heretykami. Dziś są oczywiście uważani za szacownych klasyków. 

(3) Aluzja do Tensegrity Carlosa Castanedy

(4) Odniesienie do Echelon i Prism. Więcej informacji w linkach poniżej

Linki:  

Strona internetowa: Fundacja Panoptikon

Filmy:  

(5) Medianestezja - Pojęcie ukute przez autora i którego znaczenie rozwija w swoim tekście o takim samym tytule.

(6) Salon Herezji – Blog autora, na którym prezentuje on niektóre ze swoich utworów poetyckich i w trakcie lektury którego - Drogi Czytelniku - właśnie jesteś.

Bzdurek Nic-poń


                     Bzdurek Nic-poń
(Transkrypcja na pianofor pazurka Mój-dur)
       Z cyklu: „Bohomazy bez skazy”

Skrzypek na dachu odgryzł sobie zęby i boleron wściekle tańczy,
stanu mąż miąższ miażdży wciąż z mechanicznej pomarańczy,
dziecko widnokrąg jak hula hop na kibić smukłą swą nadziało,
obraca nim, wiruje bąk, galaktyką światła się stało…

Baudelaire tynkturą przemywa swe jak Złoto Renu oczy,
choroba wagneryczna mnie jakaś psiakość toczy — psioczy,
król Artur kamieniem filozoficznym w jaźń celnie ugodzony
śmiech metamorficzny boski śle do międzygwiezdnej bogini-żony…

Cyklop oczodołem zagląda do oka na dnie ze łzą szklanki,
śpiewając: Una furtiva lagrima dla — jak przepaść pięknej — bogdanki,
Mazepa dobywa z fortepianu transcendentalne tony zew Ducha mistyczny,
latają trzmiele, molle, dury, otwiera bramy dźwięk, a w bramie Świat Ognisty!...

Westalka spojrzeniem smaga cień swój nad reszka-nocy sadzawką,
orzeł-dzień hasa weń górnopsotnie morderczą, udarową czkawką,
rozchełstane biodra zmysłami kołyszą na statku pijanym, metafizycznie,
dwuwymiarowy to-nie-jest-kot fajkę na pokładzie pali, miaucząc chromatycznie.

 1981 i później

--------------------------------------------------------------------
Wiersz ukazał się w Magazynie Twórczym Polska Canada




Legenda o Wędrowcu Ziemi - 12 wierszobrazów

Legenda ukazała się na łamach Magazynu Literacko-Artystycznego HELIKOPTER
.....................


Wędrowcom Ziemi
  
                                                   Ι

Ul wszechświata roi się od wszelkiego życia, tylko Ziemia – jak obłożnie chory –
odizolowała się od Kosmicznej Wspólnoty ołowianym spojrzeniem człowieka.

Czy Światowe Misterium może się ograniczać do ziemskiej wędrówki?
Czyż alpinista będzie powątpiewał o istnieniu szczytów?
Po cóż upierać się przy glinianych lepiankach,
skoro katedry światła naszym przeznaczeniem!?

Wędrowcy Ziemi! Dzieci Kosmosu! Rycerze!
Nie tę pieśń śpiewamy!
Nowego, świętego hymnu nam trzeba!
……………………………………………………

W drogę!
Z gór widać daleko!
Przez radość poznawania, przez wszystko, co istnieje, przez sanktuarium życia – idźmy!

W podróży dbajmy o czystość i nieskazitelność myśli.
Niech nasze myśli, słowa i czyny stanowią Jedno.
I bądźmy żarliwi, niezłomni i szczerze przejęci.


                                                  ΙΙ
Nie ryk stada – lecz pieśń zmartwychwstania,
nie bezpieczeństwa kaftan – lecz płaszcz suwerenności,
nie zapchlony kocyk – lecz Ducha świetliste szaty!
– Nie sposób balią wyruszać w bezmiar wzburzonego oceanu!

I skrzydła mi rosną na wieść, że troszczysz się o ekwipunek:
         Wolność Wyboru – twą opoką,
         Nieskazitelność – twą ewangelią,
         Bohaterstwo – twą słoneczną zbroją,
         Współpraca – rękojmią osiągnięcia celu,
         Spontaniczność – matką zrealizowanej utopii,
         Niezwykłość, Nieznane, Niecodzienność – kwiatami na drogę,
         Współczucie – probierzem twego człowieczeństwa,
         Prostota – sztandarem zwycięstwa nad sobą,
         Wielkoduszność – twą powszednią strawą,
         Wieczna Odnowa – twym drogowskazem,
         Humor – twoim życiodajnym zdrojem,
         Serce – twym okrętem.
Za latarnię zaś — odpowiedź na jedyne pytanie:
         – Kim jesteś?! – Kim jesteś?!! – Kim jesteś?!!!
Odpowiesz? – Wszak wszelka Mądrość w tobie!
A czas upadnie.
I światłość wiekuista się stanie.

Wędrowcze – jesteś drogą,
Pielgrzymie – razem cieszmy się ze sprężystości kroku,
Podróżniku – bądź mi siostrą i bratem.


                                                   ΙΙΙ
Pielgrzym nie może się błąkać bez celu.
Kapitan okrętu nie dopłynie do portu przeznaczenia dryfując.
Wędrowiec nie wyruszy w drogę, nie znając intencji swej wędrówki.

Misja wędrowca to latarnia wskazująca mu drogę,
to gwiazda, która przewodzi i wspiera – jego święty cel, wzniosły i wielki ideał,
to jego największa aspiracja, skarb najgłębiej zakopany, najbardziej szalone marzenie,
to pełna rozmachu i mocy wizja jego pierwotnej tożsamości – tego, kim jest,
to splendor Nieskończoności rozśpiewujący cały jego byt,
to świetlany rdzeń nadający jego życiu poczucie jedności i spełnienia,
to kamień węgielny życia wiedzionego z poczuciem sensu,
to wspaniałość, szlachetność, majestat i ogień jego pragnącego się począć serca,
to kosmiczny zew do czynu, krzeszący z niego iskry heroizmu, śmiałości i męstwa,
to spontaniczność, oczarowanie i niewinność dziecka w szatach dojrzałości,
to wieczna odnowa i świeżość – magia i pierwotna gracja odnalezione,
to przebudzenie w wędrowcu alchemika, świętego, demiurga i wyrażenie jego
kwintesencji, której imię: Twórczość!


                                                  ΙV
Wędrowiec wiedział, że w każdej chwili swą myślą albo tworzy, albo niszczy.
Wiedział, że sukces każdej wyprawy zależy od dyscypliny myśli.
Wiedział, że egoistyczne myślenie uniemożliwia jakąkolwiek podróż.

Dlatego myślał w sposób promieniujący.
Dlatego nasycał swe myśli substancją woli.
Dlatego wzmacniał każdą myśl dźwignią swego serca.

Myślał, jak godnie nieść proporzec Ducha.
Myślał o gwieździe, co przewodzi i wspiera.
Myślał nieustannie o Pięknie – o Świecie Wyższym.
Myślał z czcią o Świętym Ogniu – talizmanie alchemików.
Myślał o młodszych braciach i siostrach – o cywilizacji zwierząt.
Myślał o górze Kailash, o ciągłym wznoszeniu, myślał o szczytach Kosmosu.
Myślał jak patrzeć w sposób świeży, odkrywczy, niewinny – zawsze po raz pierwszy.
Myślał o zwycięstwie Człowieka nad człowiekiem.
Myślał z wdzięcznością o porannych modlitwach ptaków.
Myślał jak uczynić każdy dzień piękniejszy od poprzedniego.
Myślał o tym, jak wyjść poza horyzont – jak piękne będzie jutro.
Myślał o cywilizacji pokoju, o uśmiechu każdego dziecka na Ziemi.
Myślał, że wszystko jest możliwe, że mniej niż wszystko jest nie do przyjęcia.
Myślał o tęczy między Wschodem a Zachodem, o moście między niebem a Ziemią.
Myślał o spełnieniu Woli Wyższej.
Myślał o sercu jak o świątyni, jak o fontannie miłości.
Myślał o służbie, o niesieniu pomocy ludzkości i Ziemi.
Myślał o tym, że Ziemia jest bytem czującym i świadomym.
Myślał o tym, jak najlepiej naśladować szczodrobliwość Słońca.
Myślał o społeczności Agarthy, o narodzie galaktyki, o nieograniczonej współpracy.
Myślał o Chrystusie i Marii Magdalenie, o Hukadern i Koridwen, o Ozyrysie i Izydzie.
Myślał o Szkołach Myśli, o planecie ludzi – świadomych twórców w świecie myśli.

Tak – troszcząc się o to, co niezbędne – sposobił się Wędrowiec do drogi.


                                                      V
Wystarczy zaufać znakom, by spotęgować swe siły.
Wizja, sen, strzęp rozmowy, głosy dolatujące z przestrzeni, tajemnicza koincydencja,
niespodziewany list, uśmiech przechodnia – wszystko może być oczekiwanym omenem.

Dlatego Wędrowiec miał oczy szeroko otwarte, by w lot pojąć święte znaki prowadzące.
Dlatego utrzymywał wyostrzoną świadomość swych potrzeb i wynikających z nich pytań.
Dlatego dbał o cudowny zaczyn oczekiwania, które w nim nieustannie narastało.

Gdy zaś zanurzał się w nurt synchronicznych wydarzeń, czujnie wnikał w znaczenie
chwili:
– Dlaczego właśnie teraz?
– Dlaczego akurat w takiej a nie innej formie?
– Dlaczego to, a nie co innego?

żnorodne mogą być odpowiedzi. Różnorakie możliwości połączeń.
Każdy odpowie według swojego pojmowania.
Serce będzie najlepszym przewodnikiem, by nadać właściwy kierunek myśli.

Tak tkał Wędrowiec cierpliwie złotą szatę rozumienia Ducha.
Tak – niczym jastrząb – sunął nieustraszony za iskrami możliwości.
Od iskry powstaje wielki płomień.


                                                     VΙ
Wędrowiec zna twórczą potęgę słowa i wie, że każde – pozostawia niezatarty świat.
Wie, że kto błotem krytyki bruka świetlaną szatę bliźniego, ten dla siebie tka całun.
Wie, że trywialność i miałkość słowa zmniejszają szansę dotarcia do Celu o połowę.
Wie, że wulgarność w podróży oznacza zamianę rączego wierzchowca na ochwaconą
szkapę.
Wie, że przeklinanie to jakby uderzanie maczugą po strunach bezcennego instrumentu.

Jaki był język Wędrowca?
W jaki sposób posługiwał się słowem?
Oto przekazy tych, którzy mieli uszy i słyszeli:

Był wstrzemięźliwy w mowie.
Używał słowa niczym eliksiru.
Czuwał nad swymi słowami jak nad perłami.
Był oazą humoru, był paleniskiem szczerości.
Każda Jego wypowiedź była najwyższą miarą prostoty.
Jego słowo było przeniknięte sercem, zawierało afirmację serca.
Niczym świetlne strzały, Jego słowa trafiały prosto do celu.
Jego język był zawsze jasny, prosty i głęboko znaczący.
Jego głos wibrował miłością Stworzenia.
Jego słowa niosły siłę syntezy.

Czasami milczał – ciszą potężną i bez granic.
Wznosiła się w nas jak tama chroniąca przed naporem chaosu.


                                                    VΙΙ
Niewiele wiadomo na temat tego, czym odżywiał się Wędrowiec.
W istocie – nigdy nie widziano Go, by się posilał.
Zagadnięty, odpowiadał enigmatycznie: sarvam-annam1.

Uważał, że spożywanie mięsa czyni niezdatnym do wędrówki.
W annałach przestrzeni zachowały się Jego na ten temat komentarze:

Wydawało się, że epoka troglodytów minęła
a człowiek dalej obgryza zwierzęcą kość, patrząc z zawiścią na Chrystusa i Buddę.

Chłeptanie krwi z porcelanowej filiżanki nie jest jeszcze oznaką wyrafinowania.

Słoń i goryl to najsilniejsze zwierzęta na Ziemi. – Nie jedzą mięsa.
Lecz żadna argumentacja nie trafia do odurzonego oparami krwi…
Człowieka?

Beztroski pożeracz trupa szybko odpędzi myśl, że wchłaniając rozkład, pieczętuje swój
własny.
Niechęć do myślenia zamyka bramy Piękna.

Je człowiek z apetytem strach i cierpienie zwierząt.
A potem się dusi własnymi wibracjami.

Skoro nie widać to nie ma – zapewnia dotknięty mięsną zaćmą.
A jest! – Widzenie duchowe.
I szkaradne zniekształcenia aury pod wpływem jedzenia mięsa.

Przelana krew – woła o krew. To proste prawo.

Gnijące groby - tak nazywano karmiących się mięsem w czasach, 
kiedy jeszcze nie bano się Światła. 

Ja tylko się posilam – powiada dobrodusznie amator mięsiwa,
Przez myśl mu nie przejdzie pytanie: – Kto kogo zjada?
A może robactwo Ducha istnieje?

Kocham zwierzęta – mówi człowiek, mordując je i pożerając.
Gdzie skamieniałe serce – tam puste skorupy słów.

Machinalne żywienie ciała prowadzi do niedożywienia Ducha.
Jedzenie to eucharystia.


                                                   VΙΙΙ
Zmęczony słotą i trudami wędrówki zatrzymał się Wędrowiec w przydrożnej osadzie.
A że warunki atmosferyczne uniemożliwiały dalszą podróż, jego pobyt przedłużył się.
Nauczył się wielu miejscowych obyczajów, obcy stawali się stopniowo znajomymi,
znajomi – przyjaciółmi. Życzliwie dzielił ich troski i radości.
Lecz nie były to troski i radości wędrowca.

Czasami – gdy zapytali – opowiadał im o Nowym Świecie.

– Gdzie twój dom Wędrowcze?
– Tam gdzie jestem, tam mój dom.
– Dokąd zmierzasz?
– Do Braterstwa.

I podczas, gdy przeglądali się w nim podejrzliwie, wsłuchiwał się w gwar ich myśli.
Z handlowego szumu codzienności sunęły nań szare harpuny strachu:

– Kimże jest ten, który prawi nam o miłości i możliwym szczęściu?
– Ciężko pracujemy, by wznieść nasz mur wolności.
– Za kogóż on się uważa?!
– My już to wiemy.
– To niebezpieczny wywrotowiec!
–  Kto wie, może to  terrorysta!
–  Chrustu czym prędzej nanieśmy!
–  Niech zapłonie stos!

Trudno jest wyprzedzać świat.
Gdy wybiła godzina rozstania, wziął swój tobołek
i – nie oglądając się za siebie – ruszył w teraźniejszość.

Niósł w sobie obraz pewnego górskiego osiedla, w którym go oczekiwano.
Wypełniała go radość spotkania.


                                                   ΙX
Wznosząc się, przebijał się przez sny pogrążonych w śpiączce narodów.
Śnili o bohaterach i o drodze do bohaterstwa – pięknego i płomiennego.
Śniące narody... – Miliony czekające na otwarcie Bramy.

Znad brzegu źródła Czarna Madonna słała Mu uśmiech,
obmywając z błota Swą promienną twarz.
W kryształowych wodach potoku odbijało się Niebo Jutra.

Rzeki pielgrzymów Composteli zbiegały się w oceanie uroczystej pieśni:
Ignis Natura Renovatur Integri2.

Napotykał też dzieci indygo niosące swój kolor na budowę Nowego Świata.
Dzieci lubią wszystko, co prawdziwe.

Na skrzyżowaniu dróg Orfeusz śpiewał pieśń o upadku wieży Babel,
o przeznaczonym Braterstwie, o święcie Wesak, o Szambali.
– Pozdrowienie!
– Pozdrowienie Wędrowcom Ziemi!

Rycerze okrągłego stołu z poruszeniem wskazywali na widniejący już Pałac Świętego
Graala.
Ich oczy jaśniały blaskiem Świata Ognistego.
– Spieszmy bracia! Spieszmy!

Z każdym krokiem zwierał Wędrowiec coraz bardziej wewnętrzne szyki.
Szedł – jak stado słoni!
Jak galop tysiąca koni!
Szedł bowiem do Mistrzów!

W Jego żyłach płynęła błękitna krew najsubtelniejszych marzeń ludzkości.


                                                  X
Aż nadeszła nieuchronnie czarna noc duszy Wędrowca:
gdy stanął przed ścianą rozpaczy, w sytuacji pozornie bez wyjścia
i wszystko – co z takim oddaniem i miłością budował
wydawało się bez końca sypać w gruzy...

Nie raz upadł, nie raz chciał odejść, nie raz...

Potężna jest mroczna mara.
Im większy człowiek, tym większy cień.
Każdy musi umrzeć, by narodzić się na nowo.

Szczęśliwy wędrowiec, który w ciemnościach pamięta o Celu.
Szczęśliwy wędrowiec, który z ufnością dziecka czeka końca próby.
Szczęśliwy wędrowiec, który powtarza: radość nadchodzi, radość nadchodzi.  



                                                  XΙ
I pojawili się siewcy cienia.

Szyderstwem i prześladowaniem Go przyjęli.
Odwrócili się od Niego, wyrzekli i zdradzili.
W twarz Mu pluli i gradem oszczerstw okryli.
Sprzedali nie raz i za mniej, niż trzydzieści srebrników.

Miecz hartuje się w ogniu i wodzie pod rytmicznymi uderzeniami młota.
Tylko mierząc się nieustraszenie ze swym cieniem, Duch doświadcza pełni swej siły.
Ten, kto z otwartym sercem przyjmie wszelkie doświadczenia życia, udźwignie trud
podróży.

Podniósł się Wędrowiec po raz trzeci.
I – z Jego wizerunkiem w sercu – przyspieszył kroku, szepcąc:
Tak długa droga Panie a moja modlitwa krótka:
– Kocham Cię Panie! Chcę Ci służyć wszędzie i we wszystkim.

Niósł krzyż przez rozstępujące się tłumy, posyłając im myśli najwyższego dobra.


                                                   XΙΙ
Po Trzykroć Wielki Wędrowcze! Spotkałeś Chrystusa! Opowiadaj przeto!

Uśmiechnął się Pan i rzekł:

Jednym gestem możesz zerwać okowy iluzji,
jednym gestem rozpostrzeć twe skrzydła, 
jednym gestem...

Drzwi ci otworzyłem, lecz próg przekroczyć musisz sam.
Po ukrzyżowaniu – zmartwychwstanie.
Nowy będzie twój śpiew.
…………..

Im wyżej się wznosił, tym bardziej rozrzedzony stawał się świat.
A i On sam – coraz lżejszy i jaśniejszy.

Podchodzili do Niego, by ich błogosławił, uzdrawiał, by mnożył wino i chleb.
Poza twierdzami ciałświatłość łączy serca. Razem przejdźmy most jaśniejący!

Ze śpiewem słońca na ustach, jak ściana ognia – szli z impetem w Nieznane.
Pośród wspólnoty serc – rozkwitały kwiaty Ognia.

Tak dotarli do krainy bez myśli, do świata światłości bez cienia – do Domu Ojca.
Tak stanęli na początku nowej drogi.

Om Mani Padme Hum3.



 grudzień 2005
------------------------------------------------
(1) Sarvam-annam – (sanskr.) Wszystko jest pożywieniem.
(2) Ignis Natura Renovatur Integri  (łac.) – Ogień Odnawia Całą Naturę.
(3) Buddyjska mantra, która ma wiele znaczeń. Dosłowne tłumaczenie: Oddaj cześć
klejnotowi w lotosie.
Inne: Bądź pozdrowiony, klejnocie w kwiecie lotosu.